– Na razie snujemy i tkamy marzenia – mówią panie ze stowarzyszenia „Świętokrzyskie Tkaczki", które rozpoczęły procedurę wpisu na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego.
– Patrząc na te wszystkie wyroby z tkalni, na nasze zapaski, na te chodniki nawet, które nasze babcie tkały, na tę sztukę – nas to wszystko zafascynowało – mówi Beata Syzdół ze Stowarzyszenia „Świętokrzyskie Tkaczki".
Przed nimi daleka droga, bo by uzyskać wpis, trzeba spełnić bardzo dużo wymogów, m.in. przeprowadzić konsultacje społeczne z mieszkańcami oraz udowodnić, że tradycja była przekazywana z pokolenia na pokolenie i trwa do dziś.
– „Świętokrzyskie Tkaczki” chyba w takim ostatnim momencie, kiedy jeszcze żyły ostatnie panie, które pracowały i te umiejętności wyniosły z domów, od nich się nauczyły, przejęły i kontynuują tę tradycję – mówi Nina Glińska z Narodowego Instytutu Dziedzictwa w Kielcach.
Stowarzyszenie „Świętokrzyskie Tkaczki" działa od 9 lat. Ale to nie wszystko. Beta Syzdół z okolic Suchedniowa już kilka lat temu wzięła udział w programie „Mistrz Tradycji”. Dzięki temu świętokrzyska mistrzyni tkactwa swoją wiedzę i umiejętności przekazała wielu pasjonatkom z całej Polski.
Tradycje tkackie w okolicach Bodzentyna zapoczątkowała w latach 50. ubiegłego wieku Spółdzielnia Przemysłu Ludowego i Artystycznego. W latach świetności w zakładzie niemal przemysłowo tkano zapaski, obrusy i kilimy.
– U nas, w Górach Świętokrzyskich, były te pasiaki, które były charakterystyczne dla naszego regionu – potwierdza Nina Glińska.
O wpis na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego stara się również Włodzimierz Ciszek z Suchedniowa, który pasję do tworzenia ludowych zabawek odziedziczył po ojcu. Zabawki z drewna struga od 40 lat.
Wielokrotnie nagradzana i już jedyna w swoim fachu jest też Lucyna Kozłowska, która pokochała sztukę wycinanki. Swoją świętokrzyską dopracowała do perfekcji. Podobnie jak twórca drewnianych zabawek wpis uzyska w tym roku.