Choć proces był poszlakowy, sąd nie miał wątpliwości i uznał Marcina K. oraz Roberta P. za winnych.
– Wykonali otwór w suficie, przez który finalnie spuścili przedmiotowy sejf i otworzyli go. Dokonali kradzieży zawartości rzeczy w nim się znajdujących – powiedziała sędzia Magdalena Bińkowska z Sądu Rejonowego w Kielcach.
Marcin K. w więzieniu spędzi 5 lat, jego wspólnik – o pół roku więcej. Mężczyźni będą także musieli zwrócić właścicielce okradzionego kantoru ponad 700 tysięcy złotych. – Zamarłam, stanęłam jak wryta. Pierwsze co, to żeby tylko alarm odzbroić. Złapałam telefon i zadzwoniłam do szefowej – mówiła pracownica kantoru.
Gdy rankiem 16 marca 2020 roku pracownicy kieleckiego kantoru przyszli do pracy, stwierdzili że z sejfu zniknęło złoto, srebro i pieniądze w różnych walutach o łącznej wartości ponad 600 tysięcy złotych.
– Sprawcy rozcięli siatkę ogrodzeniową między posesjami. Na teren kantoru dostali się od piwnicy, a do piwnicy dostali się od posesji – mówił jeden z policjantów zeznający jako świadek.
Policja w swoim śledztwie kierowała się przede wszystkim zapisami monitoringu z pobliskich kamer. Choć mężczyźni byli zakapturzeni, jeden z funkcjonariuszy rozpoznał znaną mu sylwetkę. – Kilka lat temu zatrzymałem pana Roberta i pana Marcina na gorącym uczynku włamania do sklepu na osiedlu Bocianek – mówił policjant świadek.
Mężczyzn udało się zidentyfikować, ponieważ tuż po napadzie jednego z nich miała nagrać kamera na stacji benzynowej. Z kolei obrona przekonywała, że żadna z kamer nie utrwaliła oskarżonych na gorącym uczynku, ale dla sądu ta argumentacja nie była przekonująca. Dzisiejszy wyrok nie jest prawomocny, obie strony mogą złożyć apelację.